Ekspansja szoarmy
Nie szkodzi, że szoarma w Sphinksie jest "taka sobie". Nie szkodzi, że dla niektórych to arabski "McDonald`s". Do restauracji i tak stoi się w kolejce. Dlaczego? Bo tajemnica sukcesu Sphinksa tkwi w marketingu a nie w mięsie.
Lokal na rogu ulic Zgoda i Szpitalna jest atrakcyjny – w ścisłym centrum, trzypoziomowy, z ogromnymi witrynami. Dopóki działała tu Bonanza, świecił pustkami. Wszystko zmieniło się, gdy nad wejściem zawisł żółty szyld z napisem „Sphinx”. Przed nowym lokalem ustawiły się kolejki. W środku krzątają się młodzi kelnerzy w wykrochmalonych fartuchach, zza witryn widać bar, lampki ze szkiełek zapewniejące dyskretne oświetlenie oraz ludzi siedzących przy drewnianych stolikach.
Arabski McDonald`s
Dewizą Sphinksów jest dobre jedzenie za dobrą cenę: duży talerz szoarmy kosztuje 17 zł. To niewiele więcej niż zestaw firmowy w zwykłym tureckim barku. A w barku nie ma przecież nadskakującego kelnera ani zielonego dywanu.
- W Sphinksie jest tanio i schludnie, choć dosyć ciasno. Do zestawu firmowego dają darmowe „czekadełka” i dwa rodzaje sosu – powiedziała Gazecie Wyborczej Marzena, klientka lokalu na ulicy Zgoda. Ale są też tacy, co na stołecznego Sphinksa kręcą nosem.
- Sphinks to słabizna, arabski McDonald`s. Obciachowy wystrój, taka sobie szoarma. A porcje wcale nie są takie duże, jakby się mogło wydawać. Po prostu podają dania rozplaskane na wielkich talerzach – zauważa dla Gazety Wyborczej pan Piotr, który często jada na mieście.
Michał Hertel, specjalista od PR w Sphinksie, ze spokojem przyjmuje te zarzuty: - Od McDonald`sa różni nas praktycznie wszystko: wystrój, obsługa kelnerska oferta menu.
Hertel woli Sphinksa charakteryzować z angielska: to rodzaj restauracji typu „casual dining” – odpowiedni poziom, niezobowiązująca atmosfera, przystępne ceny. Jeśli już porównywać sieć do innej, to najprędzej do Pizzy Hut.
Restauracja pełna badań
W restauracjach Sphinksa nic nie dzieje się przypadkowo. Wszystko – począwszy od karty dań, przez kalkulację cen, wyłącznie męską obsługę, na braku obrusów na stolikach – poparte jest badaniami.
Dzięki nim firma dobrze zna swojego klienta (ludzie w wieku 18 – 35 lat, lekka przewaga kobiet, pensja wyższa od średniej krajowej), wie, ile przeciętnie wydaje on w restauracjach sieci (tajemnica firmy) oraz jakie ma wykształcenie.
Zapełnione stoliki w blisko 60 Sphinksach rozrzuconych po Polsce to świadectwo, że plan marketingowy się powiódł. Kolejnym dowodem są pojawiające się tu i ówdzie imitacje, np. Kleopatra czy Ramzes. Tylko, że tam kolejek już nie ma. Bo Sphinks ze swoją marketingową strategią był po prostu pierwszy.
Więcej: Anna Krężlewicz, Gazeta Wyborcza, 3 września 2004ZOBACZ W KATALOGU
Brands from the same sector

Franchise name
Sports articles

Franchise name
Partnership

Franchise name
Master licenses

Franchise name
Franchise
Z ostatniej chwili
Pokaż wszystkie
Otwórz biznes z Lviv Croissants
– Jestem mile zaskoczona tym, że ta franczyza jest bardzo dobrze zorganizowana. Każdy zna tutaj swoją funkcję. Mamy opiekunów, do których...

Sukces programu Żabki
Żabka kontynuuje program dla początkujących przedsiębiorców „Bezpieczny start”. Dzięki inicjatywie sieci, ponad 50 osób otworzyło...

Fit+ sięga po niszę
Sieć bezobsługowych siłowni Fit+ celuje w miejscowości już od 1 tys. mieszkańców. Sąsiedztwo lokalnej konkurencji mile widziane.

Dobry rok Żabki
Grupa Żabka chwali się wynikami za 2024 rok. Zysk netto wzrósł o 66 proc., a sprzedaż do klienta końcowego o blisko 20 proc. Przybyło też...